Forum Elenthil - tekstowa gra rpg fantasy Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Bitwa o dusze

 
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Elenthil - tekstowa gra rpg fantasy Strona Główna » Inkunabuł "Elenthil" Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Bitwa o dusze
Autor Wiadomość
Kerende Neventhir
Mistrz Światów



Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 442
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok

Post Bitwa o dusze
- Nadchodzą. - rzekł generał Nulfgar. - I nie widać ich końca… - ostatnie słowa echem odbiły się między resztą oficerów. Wzgórze, z którego obserwowali przemarsz armii nieumarłych było porośnięte zagajnikiem. Tam namiot dowódców mógł bezpiecznie ukrywać się przed okiem neferiańskich kruków, które raz po raz krążyły nad połączonymi armiami wszystkich ras Elenthil, niosąc informacje dla pana, który kierował tą krwiożerczą hordą. Nikt nie wiedział kto to jest. Bóg? Człowiek? Elf? Czarnoksiężnik czy innego pokroju szarlatan? Zręcznie ukrywał się nawet przed najdalej wysuniętymi na zachód oczyma sojuszu powstałego, aby sprostać nadchodzącemu zagrożeniu.
Pierwsze informacje o zbliżającym się konflikcie zaczęły się pojawiać zeszłej zimy. Na zachodnie rubieże ziem Tolarten zaczęli przybywać chłopi, którzy przynosili kolejne dowody niepokojącej obecności nieumarłych. Ghule, strzygi, zjawy czy banshee zaczęły niepokoić nawet mieszkańców Bezkresnych Równin, a wśród nieposkromionych barbarzyńców i ich plemiona. Sprawą szybko zainteresowała się gildia zwaną Czerwonym Kręgiem zrzeszająca jednych z najpotężniejszych magów Elenthil. Wiedziała, że konkurencja nie śpi, a za tymi wydarzeniami może stać moc, która, oczywiście ujarzmiona, stałaby się idealną kartą przetargową w kontaktach z innymi zgrupowaniami. Oczy czarnoksiężników zawsze potrafiły sięgać daleko. Przy użyciu kryształowych kul zaglądali w najbardziej tajemnicze zakamarki krain, a wykorzystując portale potrafili wysyłać w nie swoje sługi. Rzadko kiedy wystawiali się na bezpośrednie zagrożenia. Nie wiedzieli, że będą zmuszeni już niedługo.
* * * * * * *
- Panie! - Froth próbował wskoczyć ponownie w portal, ale ten zamknął się tuż po tym jak wypluł z siebie gnoma. Biedak został przyłapany podczas kradzieży błyskotek, których potęgi nie był nawet świadom. Nie wiedział również, że ich właściciel bacznie nad nimi czuwał. Pech chciał, że okazał się nim aktualny mistrz Czerwonego Kręgu, Ezariel. Niewielkich rozmiarów złodziejaszek miał dwa wyjścia: stracić głowę lub służyć magowi do końca swych dni. Forth, miłujący ponad wszystko życie gnom, nie zastanawiał się długo. Życie tutaj tworzyło mu wizję na pewno przyjemniejszą od codzienności panującej na ulicach Enklawy Dusz. Dopiero teraz uświadomił sobie jak bardzo się mylił. Jego pan wrzucił go w magiczne przejście, które wyrzuciło go właśnie… Odpowiedź na pytanie gdzie go portal pozostawił było największym problemem sługi. Rozejrzał się powoli dookoła siebie i ogarnął go lęk, którego nigdy nie czuł. Od czasu jak gonili go członkowie jednej z największych gildii złodziejów w Mieście Czterech Stron Świata nie czuł takiego strachu. Wiedział, że teraz… Czeka go pewna śmierć. Przyczyną takiego stanu rzeczy nie był pędzący miecz prost w jego aortę, ani dziki zwierz gotowy do skoku i użycia swego pełnego arsenału zębów. W miejscu, w którym się znajdował nie było życia i powoli ono również zaczęło ulatywać z jego ciała. Czuł się jakby jego skóra stała się tylko workiem na kości, a tak naprawdę jakakolwiek świadomość już dawno z niej uleciała. Do jego uszu doszedł niewyobrażalnie ostry krzyk, który wbijał mu gwoździe prosto w czaszkę i to bez wcześniejszego zapytania czy można. To nie był również pojedynczy dźwięk. Dochodził on z każdej strony. Tuż przed utratą przytomności dojrzał dookoła niego krąg utworzony przez jedne z najbardziej przerażających istot, banshee. Po chwili obserwował resztę wydarzeń już z góry. Jego dusza rozpoczynała wędrówkę właśnie po innych planach. Jednak Froth zatrzymał się jeszcze na chwilę, aby przyjrzeć się widokowi tak przerażającemu, że nawet w tej postaci poczuł gęsią skórkę. Tysiące istot, których ciała już dawno nie czuły ciepła bijącego serca zbierały się na tych pokrytych śmiercią terenach. Gnom jednoznacznie stwierdził, że musi to być wynikiem wezwania, na które odpowiedziały bez oznaki sprzeciwu. Jakże potężna siła musiała stać za tym głosem jeśli był on w stanie przywołać tak wielką hordę nieumarłych. Z przerażeniem stwierdził, że jego ciało, którego jeszcze niedawno był właścicielem właśnie dołączyło do wędrówki, którą cała ta armia dopiero co rozpoczynała. Kierowali się na wschód. Lęk i tląca się jeszcze w nim wola przetrwania stwierdziła, że trzeba się stąd jak najszybciej oddalić. Jedyne co pozwalało mu jakkolwiek odetchnąć to to, że jego pojawienie się w tak odległych terenach pozwoliło rozciągnąć swoje sidła również tutaj oczom Ezariela. Mag w swoim lokum, znajdującym się na najwyższym piętrze budynku Czerwonego Kręgu miał świadomość co idzie w jego kierunku, i że tej mocy nie uda się opanować na ich korzyść. Trzeba będzie ją bezlitośnie zniszczyć. Na wieki.
* * * * * * *
Przygotowania trwały rok. Wiedzieli, że niewiele mają czasu i jeśli mają powstrzymać tą falę zła idącą w kierunku Elenthil będą musieli zebrać jak największą armię. Zbudować nawet tak nierealne sojusze, które w normalnej sytuacji nie miałyby racji bytu. Sieć Ezariela ruszyła. Władcy, mistrzowie, dowódcy i autorytety działali jak tylko mogły, aby zebrać wszystkich mogących walczyć. Zastępy elfów, krasnoludów, ludzi i gnomów wspólnie stanęli na bezkresnych równinach, aby teraz stawić czoła nadchodzącej hordzie. Wszyscy gotowi do bój o własne domostwa. Tylko wtedy jesteśmy w stanie się jednoczyć, w obliczu zagrożenia. Tworzą się przyjaźnie, znajomość prawdziwie cenne. Potrafimy zaufać osobie, która w normalnym świetle nigdy nie wzbudziłaby w nas sympatii, a ona potrafi zrobić to samo wobec nas. Jednak wystarczy podnieść zasłonę lęku i stajemy się tymi samymi odludkami i egoistami dostrzegającymi jedynie własny czubek nosa. Tracimy możliwość dostrzegania czegoś więcej niż koloru skóry lub zwyczajów godzących w nasze postrzeganie świata. Bezpieczeństwo nas oślepia. Ciepło kominka grzejącego rzyć zawiązuje nam opaskę na oczach i nie potrafimy zajrzeć głębiej w drugą istotę stojącą przed nami. Jakże łatwo przychodzi nam wydawać werdykty i osądy. Jednak kiedy grozi nam utrata dachu nad głową potrafimy służyć tym wcześniej wygrzanym zadkiem jako podnóżkiem. Jednak nadal nie wiemy czy jest to zaślepiający nas egoizm, czy kompletna utrata honoru spowodowana pełnym skupieniem na bezpieczeństwie własnych czterech liter. Jednak mało kogo w tej sytuacji interesowały intencje tego sojuszu. Ważne, że on zaistniał i teraz miał szansę, aby zapobiec nadchodzącej zgubie.
* * * * * * *
Do pierwszych starć doszło nad świtem. Hordy nieumarłych starły się z siłami Elenthil w blasku promieni wschodzącego słońca. Świeciło w plecy obrońców krainy jakby dodawało im otuchy, że walczą w słusznej sprawie. Miecze cięły w rytm okrzyków do kolejnych bóstw wyznawanych przez którąś z ras. Teraz nie było ważne do którego się modlisz. Liczyło się tylko, aby pomógł. Mimo tego, że każdy z tych wojownik walczył dzielnie i przed nimi trupy pokrywał coraz większe połacie terenu to przeciwników nie ubywało. Wręcz przeciwnie. Kolejne fale splugawionych ciał nacierały bez przerwy. Siły sojuszu zaczęły się łamać. Mija kolejne godziny bitwy, a sytuacja nie ulegała poprawie. Mimo wielkich nakładów sił, wystrzelony w powietrze strzał, szczęku broni, kropli potu, które wchłaniała ziemia pod nimi jak i wielu ofiar zwycięstwo nie zbliżało się. Żołnierze zauważyli, że ciała ich towarzyszy broni również powstały do walki przeciwko nim. W tym momencie gleba już nie tylko sączyła pot, ale również łzy, które wydobywały się przy każdym cięciu w swojego przyjaciela.
- Jesteśmy zgubieni… - stwierdził Vesteril, przywódca elfiej części sojuszu. Jednak nie musiał tego mówić głośno, jego towarzyszy odpowiadający mu rangą wśród swoich dywizji wiedzieli o tym.
- To był zaszczyt… - ponure słowa Burdena, krasnoluda w mithrilowej zbroi, mimo zwiastowania nieuchronnego były pełne aprobaty. Każdy z nich czuł to samo, wiedzieli, że warto było stoczyć ostatni bój w tak znamienitym towarzystwie. Nie zgadzała się natomiast tylko jedna postać, która nerwowa wędrowała wzrokiem po polu bitwy. Ubrany w długie szaty Ulthyr jakby czegoś wyczekiwał. Dzierżył tajemnicę, którą nie podzielił się z żadnym z głównych przedstawicieli zebranych tu ras. Wiedział, że nie może tego uczynić ze względu na bezpieczeństwo misji, która miała uchronić całe Elenthil. W tym momencie tuż przed twarzami najbardziej wysuniętych linii sojuszu wyrosła gigantyczna ściana, która powoli rozpoczęła wyobrażać się w górę, której nie mógł nikt sforsować. Tak też działo się dookoła całej hordy nieumarłych. Zostali oni zamknięty w pułapce przygotowywanej przez mistrzów ośmiu najpotężniejszych gildii magów w regionie. Rytuał trwał osiem godzin, ale w końcu udało się i mogli mówić o zwycięstwie, którego tak wyczekiwali. Tuż po zamknięciu się skalistych wrót ze środka wybuchł słup ognia, który spowił całą armię przybyłą z zachodu.
- Jak? - wszyscy zadali te pytanie w głębi duszy, a jednocześnie, jak jeden mąż, zawiesili swój wzrok na młodym czarodzieju.
- Nie mogłem. Musiałem to ukryć przed wami, aby nasz przeciwnik nie miał żadnych szans na zdobycie informacji o rytuale. - Ulthyr spojrzał na zgromadzonych, a w jego oczach widać było ogromną ulgę.
- Miałeś nas za paple? - generał krasnoludzkiej części sojuszu złapał młodzieńca za kołnierz i pociągnął w dół, aby mogli patrzeć sobie w oczy.
- Nigdy. - mag odważnie odepchnął rękę, której chwyt powoli zaczął pozbawiać oddechu. - Nie znamy potęgi człowieka, który za tym stał i nie wiedzieliśmy czy nie sondował waszych myśli. Tu chodziło o przyszłość Elenthil! - Burden uspokoił się i odwrócił spoglądając na wyrośnięty przed nimi szlak górski, z którego cały czas buchał gorąc przypominający o ogniu spowijającym jego wnętrze.
- A co z tym w takim razie? - zapytał już spokojny. Jemu również udzieliła się ulga.
- Góry Wiecznego Ognia… - odparł Nulfgar. - Tak… Góry Wiecznego Ognia. Wieczysty pomnik dla ofiar tej bitwy. Bitwy o dusze. - pozostałym nie pozostało nic innego jak milczeniem wyrazić swoją aprobatę.


Post został pochwalony 0 razy
Nie 1:10, 17 Maj 2015 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Elenthil - tekstowa gra rpg fantasy Strona Główna » Inkunabuł "Elenthil" Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin